Wakacje minęły. Ehhh.. miałam tak wiele planów, a niezbyt je zrealizowałam. Trochę posprzątałam, wypoczęłam. Przez ponad ostatni tydzień odpoczywałam od bloga, netu, FB itp. Z jednej strony nie miałam czasu, bo musiałam się pouczyć, rozmowa klasyfikacyjna była przede mną. (ufff udało się.) A gdy miałam czas, to sięgałam po książkę i myślałam. Dużo, być może za dużo. Wiele spraw z ostatniego półrocza próbowałam sobie poukładać w głowie, jednak nic z tego nie wyszło. Skończyłam 30 lat i zastanawiałam się, ile już za mną, a ile przede mną. Zastanawiałam się nad tymi wszystkimi niespełnionymi marzeniami... ciągle gdzieś je odpycham na dalszy plan, tłumacząc się durnymi, przyziemnymi sprawami. Czy droga, którą obrałam, jest dla mnie dobra? Życie jest zbyt krótkie, o czym się boleśnie przekonałam... dzisiaj jesteśmy, jutro może nas nie być... I mimo tej świadomości nadal ciężko mi zająć się marzeniami. Heh...
I pośród tych rozważań mijały tygodnie. Na początku sierpnia byłam nad morzem. Zrelaksowałam się troszkę z dala od codziennego zgiełku. Oj ile bym dała, aby teraz powylegiwać się nad morzem... Choć nie oszukujmy się, rzadko kiedy mi się to udawało. Bieganina za synem, który wszystko musiał zobaczyć, dotknąć, była wyczerpująca. Mimo wszystko, powrót był bolesny, bo wypoczynek zbyt krótki.
Sięgnęłam po książki - ohh. przypomniałam sobie, jak to jest w nich się kompletnie zatracić. Kiedyś czytałam ich wiele, później przestałam i trochę mi było z tym źle... A w tym miesiącu przeczytałam ich osiem :D W tym dwa razy trylogię o Grey'u :P Tylko proszę się nie śmiać. :)))) Wiem, że część z Was nie lubi takich książek, ja też może nie uważam je za jakiś wysokich lotów, jednak miło mi się je czytało. Kończąc ostatnie zdanie z trzeciego tomu, poczułam nieodpartą chęć przeczytania wszystkiego od początku. Wiedziałam co będzie, a i tak nie żałuję tego czasu ;) A teraz czekam na film. Jestem ciekawa jak to wszystko zostanie przedstawione. Nie, nie interesują mnie sceny łóżkowe :P, raczej to jak pokażą głównych bohaterów, ich rozterki, przemyślenia, rozdarcie.
Odpoczęłam od netu, ale nie odpoczęłam od kosmetyków. Pojawiło mi się kilka nowych pozycji. Z kolorówki dość mało, z pielęgnacji to do końca roku starczy :)
Przede wszystkim, jak już czytałyście na blogu, pojawił się u mnie zestaw od Etre Belle. Recenzję możecie zobaczyć tutaj. Zdania o tych kosmetykach nie zmieniam, nadal mi się podobają i działają oczyszczająco na cerę. Niestety zaczęłam znowu podjadać. I to nie owoce i warzywa, a ciastka, czekoladę, chrupki, chipsy.... Zdarzyło się też kilka imprez, gdzie sięgałam po alkohol. Moja cera odpowiedziała z całą stanowczością, że jej się to nie podoba. Wróciłam do punktu wyjścia sprzed kilku miesięcy. Choć trzeba przyznać, że teraz szybciej wszelkie gule się goją. Niestety plamy potrądzikowe nie chcą zniknąć! Moje serum ze Zrób Sobie Krem się skończyło i jakoś nie mogłam znaleźć chwili, aby rozrobić sobie kolejne. Muszę się za to wziąć. Do tego udało mi się wygrać na FB rozdanie, gdzie kusił zestaw rozjaśniająco - wygładzający firmy Norel Dr Wilsz: Żel oczyszczający oraz tonik żelowy z kwasem migdałowym, krem rozjaśniająco-wygładzający z kwasem migdałowym i PHA na noc. Na razie jeszcze ich nie używałam, zastanawiam się, jak je wpleść w moją dotychczasową pielęgnację. Oj za dużo tego mam ;)
Kosmetyki Balea kusiły mnie już od jakiegoś czasu. Do Niemiec mam kawałek drogi, więc taka wycieczka na zakupy nie wchodziła w grę. Teoretycznie mogłam podjechać do Wrocławia, z tego co mi się kiedyś obiło o uszy, są sklepy sprzedające niemieckie kosmetyki. Ale nie oszukujmy się, lenistwo zawsze brało górę. Na szczęście z Niemiec wracała rodzinka i poprosiłam o zakupy. Nie określiłam co chcę mieć, miałam zostać zaskoczona. I tak oto trafiło do mnie kilka ciekawych niemieckich kosmetyków: dwa balsamy, masło do ciała, dezodoranty oraz żele pod prysznic. Ten jabłkowy to mój ulubiony. Heh... Nie dość, że mam w domu kilka nieotwartych balsamów, to teraz zbiór powiększył się o kolejne trzy. Kiedy ja to zużyję?
Będąc w Międzyzdrojach, zauważyłam namiot maroko-sklep. Dzięki spotkaniu blogerek z początku roku, poznałam działanie ich oleju arganowego, przypomniało mi się, jak dziewczyny zachwalały ich czarne mydło. Nie zastanawiając się, poczyniłam małe zakupy :) Sięgnęłam po 50ml butelkę oleju arganowego, bo poprzednik mi się kończy. Muszę przyznać, że świetnie nawilża mi cerę. Bez zastanowienia wzięłam też Savon Noir, czyli czarne mydło. Już teraz wiem, co to znaczy "skrzypiąca cera pod palcami" - często to określenie pojawia się przy recenzjach tego typu mydeł :) Muszę przyznać, że świetnie oczyszcza cerę. Pewnie pojawi się osobny wpis na jego temat. O oleju arganowym recenzję planuję niedługo.
Z kolorówką nie poszalałam. Robiąc uzupełniające zakupy, przeglądnęłam ofertę Makeup Revolution. Dużo o nich ostatnio w internetach i zastanawiałam się, o co tyle krzyku. Postanowiłam zakupić jedną z paletek, aby się o tym przekonać. Wybrałam Iconic 2 i już teraz wiem. Jeżeli się zastanawiacie nad zakupem, to przestańcie. Cienie są naprawdę dobrej jakości, na bazie są wręcz fenomenalne. Co więcej, prawie w ogóle się nie osypują, co jest na przykład wkurzające w paletach Sleek. Od zakupów paleta towarzyszy mi w codziennym makijażu. Planuję jeszcze zakupić Iconic 1. Ładnie się prezentuje.
Mam nadzieję, że we wrześniu będzie mnie trochę więcej. Choć powrót do pracy może to uniemożliwić. Nadal zbyt chętnie nie siadam przed komputerem, ponieważ on szaleje. Paskudnika muszę przeinstalować, jednak tak tego nie lubię robić, że wolę się pomęczyć i czekać 5 min na otworzenie się strony, niż oczyścić system. Ale może to dobrze. Trzeba też się zająć innymi sprawami ;)
Pozdrawiam :)
No i po co pisałaś o tej palecie Revolution... :D
OdpowiedzUsuńech u mnie też porażka... i jakoś tak nie mogę z niczym...
OdpowiedzUsuń