Dzisiaj miała być recenzja dwóch podobnych do siebie kosmetyków, jednak w trakcie pisania musiałam nanieść zmiany, ponieważ post byłby zbyt długi. Co za dużo, to nie zdrowo, jak mawiał klasyk. Kobo Professional Magic Corrector Mix, bo on będzie dzisiejszą gwiazdą, służy mi do zakrywania niedoskonałości lub odświeżania kolorytu cery. Nie jest to produkt typu 'must have', można się bez niego obejść, jednak osobom, które lubią makijaż i bawią się nim, powinien się spodobać Zapraszam do dalszej lektury.
Magic Corrector Mix to zestaw czterech plastycznych kolorowych korektorów. Raczej nie do użytku na codzień, chyba że Wasza problematyczna cera potrzebuje silnego wsparcia. U mnie raczej sprawdza się przy ważniejszych wyjściach, ostatnio nie przepadam za zbyt wieloma warstwami i wolę, by moja cera nie była zbyt często obciążona. Jednak, gdy chcę wyglądać nieskazitelnie, to te korektory spisują się wyśmienicie.
W kółeczku są cztery kolory:
Zielony, po który najczęściej sięgam, służy mi do neutralizowania czerwonych przebarwień potrądzikowych oraz do przykrywania wyprysków. Nakładam go wtedy pod podkład - nanoszę go pędzelkiem, a następnie lekko wklepuję palcami. Ciepło ciała sprawia, że jest bardziej plastyczny, dobrze przylega do skóry. To, o czym należy pamiętać przy jego aplikacji, to to, żeby go nakładać
punktowo i niezbyt wiele. Zbyt duża ilość sprawia, że całkowicie nie
współgra z podkładem czy innym korektorem. Wielokrotnie, z racji problematycznej cery, sięgałam po tego typu kamuflaże, jednak nie sprawdzały się u mnie. Schodziły bardzo szybko, nie były trwałe i moja cera wyglądała gorzej niż bez ich użycia. Natomiast ten korektor ładnie wtapia się w cerę, nie schodzi pod wpływem podkładu, z czym zawsze miałam problem, nie przebija przez podkład (używam najczęściej Revlona), z czasem nie waży się na skórze.
Różowy radzi sobie u mnie przede wszystkim z cieniami pod oczami. I tutaj ważne jest, aby wyczuć odpowiednią ilość, ponieważ jest dość ciężki i może zrobić nam więcej krzywdy niż tego chcemy. Nigdy nie nakładam go aż pod samą dolną powiekę, jedynie delikatnie w obszar wokół kości od oczodołów(? mam nadzieję, że wiecie o co mi chodzi). Aplikuję go na czystą cerę najpierw za pomocą pędzelka a następnie wklepuję za pomocą palców. Wtedy dopiero nakładam podkład. Po raz pierwszy jak tak zrobiłam, byłam pod dużym wrażeniem. Nie było widać żadnych cieni, co przy średnio kryjących beżowych korektorach czasami się zdarzało. Mogłabym go używać codziennie, jednak przy porannym makijażu po pierwsze nie mam zbyt wiele czasu, a po drugie nie chcę zbyt często obciążać skóry, bo mimo wszystko korektor jest ciężki. Natomiast na większe wyjścia zawsze jest pod ręką.
Biały to kolejny kolor, który stosuję, jednak do innych celów, niż to przewiduje producent. Służy mi do konturowania, a mianowicie do rozjaśniania obszarów takich jak czoło, grzbiet nosa, kąciki wewnętrzne powieki, pod łukiem brwiowym itp. Nanoszę go na podkład i za pomocą pędzla lub gąbki dociskam do skóry. Myślałam, że będzie zbyt biało, jednak bardzo ładnie komponuje się z podkładem. Dobrze się na nim trzyma, po przypudrowaniu jest nie do zdarcia. Biały korektor nakładałam także na powiekę i ładnie podbijał kolory cieni. Jednak u mnie ten sposób nie do końca się sprawdza i nie powinnam nanosić na powieki żadnych tłustawych specyfików, ponieważ bardzo szybko zbierają się w załamaniu. Jednak jeżeli lubicie tego typu bazy pod cienie, to myślę, że się zaprzyjaźnicie.
Fioletowy jak na razie nie znalazł u mnie zastosowania. Próbowałam go używać pod lekkie przebarwienia, jednak nie sprawdzał się tak jak zielony korektor. Pod oczami także nie był na tyle dobry co różowy. Wg producenta dobrze sobie poradzi z ciemnymi plamami, jednak dla mnie jest zbędny. Może Wy macie dla niego jakieś zastosowanie.
Moim zdaniem, ten korektor nie jest dla każdego. Przede wszystkim nie każdy potrzebuje aż takich czarów. A po drugie nie jest prosty w obsłudze. Jest bardzo gęsty i ciężko go wyciągnąć z opakowania palcem. Nieumiejętnie nałożony zrobi więcej złego niż dobrego. Ja nauczyłam się go stosować po dłuższym czasie, a pierwsze aplikacje nie należały do udanych. To co zauważyłam i to co mi pomaga, to mały płaski pędzelek z sztywnym włosiem, którym nanoszę produkt na cerę. Pozwalam mu się rozgrzać i następnie wklepuję palcem. Dopiero wtedy mogę aplikować podkład (nie dotyczy to białego koloru). Nie należy także przesadzać z ilością, bo się waży, na skórze musi być cieniutka warstewka. Korektory są na tyle dobrze napigmentowane, że to wystarcza do pełnego krycia. Produkt stosuję na większe wyjścia, sprawdziłam go w wielu sytuacjach i nigdy mnie nie rozczarował. Z tego kwartetu jestem zadowolona.
A czy Wy stosujecie kolorowe korektory, aby zakryć niedoskonałości?
Pozdrawiam :)
Wygląda ciekawie ale mam już jedno takie "kółko" innej firmy i używam bardzo rzadko :)
OdpowiedzUsuńRzadko stosuje korektory, jeśli już to camouflage z Catrice, dla mnie jest niezawodny :)
OdpowiedzUsuńJa zawsze uzywałam zwykłego korektora,ale od pewnego czasu chcę kupić zestaw kilku kolorów :)
OdpowiedzUsuńNigdy nie uzywalam kolorowego korektora, ale mysle, ze dla wprawnej makijazystki to podstawa ;) pozdrawiam i zapraszam :)
OdpowiedzUsuńa ja go nie mam a natura tak daleko ;C
OdpowiedzUsuń