niedziela, 31 sierpnia 2014

Koniec lata... nikosmetyczne i kosmetyczne podsumowanie

2
Wakacje minęły. Ehhh.. miałam tak wiele planów, a niezbyt je zrealizowałam. Trochę posprzątałam, wypoczęłam. Przez ponad ostatni tydzień odpoczywałam od bloga, netu, FB itp. Z jednej strony nie miałam czasu, bo musiałam się pouczyć, rozmowa klasyfikacyjna była przede mną. (ufff udało się.) A gdy miałam czas, to sięgałam po książkę i myślałam. Dużo, być może za dużo. Wiele spraw z ostatniego półrocza próbowałam sobie poukładać w głowie, jednak nic z tego nie wyszło. Skończyłam 30 lat i zastanawiałam się, ile już za mną, a ile przede mną. Zastanawiałam się nad tymi wszystkimi niespełnionymi marzeniami... ciągle gdzieś je odpycham na dalszy plan, tłumacząc się durnymi, przyziemnymi sprawami. Czy droga, którą obrałam, jest dla mnie dobra? Życie jest zbyt krótkie, o czym się boleśnie przekonałam... dzisiaj jesteśmy, jutro może nas nie być... I mimo tej świadomości nadal ciężko mi zająć się marzeniami. Heh...

I pośród tych rozważań mijały tygodnie. Na początku sierpnia byłam nad morzem. Zrelaksowałam się troszkę z dala od codziennego zgiełku. Oj ile bym dała, aby teraz powylegiwać się nad morzem... Choć nie oszukujmy się, rzadko kiedy mi się to udawało. Bieganina za synem, który wszystko musiał zobaczyć, dotknąć, była wyczerpująca. Mimo wszystko, powrót był bolesny, bo wypoczynek zbyt krótki. 


Sięgnęłam po książki - ohh. przypomniałam sobie, jak to jest w nich się kompletnie zatracić. Kiedyś czytałam ich wiele, później przestałam i trochę mi było z tym źle... A w tym miesiącu przeczytałam ich osiem :D W tym dwa razy trylogię o Grey'u :P Tylko proszę się nie śmiać. :)))) Wiem, że część z Was nie lubi takich książek, ja też może nie uważam je za jakiś wysokich lotów, jednak miło mi się je czytało. Kończąc ostatnie zdanie z trzeciego tomu, poczułam nieodpartą chęć przeczytania wszystkiego od początku. Wiedziałam co będzie, a i tak nie żałuję tego czasu ;) A teraz czekam na film. Jestem ciekawa jak to wszystko zostanie przedstawione. Nie, nie interesują mnie sceny łóżkowe :P, raczej to jak pokażą głównych bohaterów, ich rozterki, przemyślenia, rozdarcie.



 Odpoczęłam od netu, ale nie odpoczęłam od kosmetyków. Pojawiło mi się kilka nowych pozycji. Z kolorówki dość mało, z pielęgnacji to do końca roku starczy :)

Przede wszystkim, jak już czytałyście na blogu, pojawił się u mnie zestaw od Etre Belle. Recenzję możecie zobaczyć tutaj. Zdania o tych kosmetykach nie zmieniam, nadal mi się podobają i działają oczyszczająco na cerę. Niestety zaczęłam znowu podjadać. I to nie owoce i warzywa, a ciastka, czekoladę, chrupki, chipsy.... Zdarzyło się też kilka imprez, gdzie sięgałam po alkohol. Moja cera odpowiedziała z całą stanowczością, że jej się to nie podoba. Wróciłam do punktu wyjścia sprzed kilku miesięcy. Choć trzeba przyznać, że teraz szybciej wszelkie gule się goją. Niestety plamy potrądzikowe nie chcą zniknąć! Moje serum ze Zrób Sobie Krem się skończyło i jakoś nie mogłam znaleźć chwili, aby rozrobić sobie kolejne. Muszę się za to wziąć. Do tego udało mi się wygrać na FB rozdanie, gdzie kusił zestaw rozjaśniająco - wygładzający firmy Norel Dr Wilsz: Żel oczyszczający oraz tonik żelowy z kwasem migdałowym, krem rozjaśniająco-wygładzający z kwasem migdałowym i PHA na noc. Na razie jeszcze ich nie używałam, zastanawiam się, jak je wpleść w moją dotychczasową pielęgnację. Oj za dużo tego mam ;)




Kosmetyki Balea kusiły mnie już od jakiegoś czasu. Do Niemiec mam kawałek drogi, więc taka wycieczka na zakupy nie wchodziła w grę. Teoretycznie mogłam podjechać do Wrocławia, z tego co mi się kiedyś obiło o uszy, są sklepy sprzedające niemieckie kosmetyki. Ale nie oszukujmy się, lenistwo zawsze brało górę. Na szczęście z Niemiec wracała rodzinka i poprosiłam o zakupy. Nie określiłam co chcę mieć, miałam zostać zaskoczona. I tak oto trafiło do mnie kilka ciekawych niemieckich kosmetyków: dwa balsamy, masło do ciała, dezodoranty oraz żele pod prysznic. Ten jabłkowy to mój ulubiony. Heh... Nie dość, że mam w domu kilka nieotwartych balsamów, to teraz zbiór powiększył się o kolejne trzy. Kiedy ja to zużyję?



Będąc w Międzyzdrojach, zauważyłam namiot maroko-sklep. Dzięki spotkaniu blogerek z początku roku, poznałam działanie ich oleju arganowego, przypomniało mi się, jak dziewczyny zachwalały ich czarne mydło. Nie zastanawiając się, poczyniłam małe zakupy :) Sięgnęłam po 50ml butelkę oleju arganowego, bo poprzednik mi się kończy. Muszę przyznać, że świetnie nawilża mi cerę. Bez  zastanowienia wzięłam też Savon Noir, czyli czarne mydło. Już teraz wiem, co to znaczy "skrzypiąca cera pod palcami" - często to określenie pojawia się przy recenzjach tego typu mydeł :) Muszę przyznać, że świetnie oczyszcza cerę. Pewnie pojawi się osobny wpis na jego temat. O oleju arganowym recenzję planuję niedługo.



Z kolorówką nie poszalałam. Robiąc uzupełniające zakupy, przeglądnęłam ofertę Makeup Revolution. Dużo o nich ostatnio w internetach i zastanawiałam się, o co tyle krzyku. Postanowiłam zakupić jedną z paletek, aby się o tym przekonać. Wybrałam Iconic 2 i już teraz wiem. Jeżeli się zastanawiacie nad zakupem, to przestańcie. Cienie są naprawdę dobrej jakości, na bazie są wręcz fenomenalne. Co więcej, prawie w ogóle się nie osypują, co jest na przykład wkurzające w paletach Sleek. Od zakupów paleta towarzyszy mi w codziennym makijażu. Planuję jeszcze zakupić Iconic 1. Ładnie się prezentuje.



Mam nadzieję, że we wrześniu będzie mnie trochę więcej. Choć powrót do pracy może to uniemożliwić. Nadal zbyt chętnie nie siadam przed komputerem, ponieważ on szaleje. Paskudnika muszę przeinstalować, jednak tak tego nie lubię robić, że wolę się pomęczyć i czekać 5 min na otworzenie się strony, niż oczyścić system. Ale może to dobrze. Trzeba też się zająć innymi sprawami ;)


Pozdrawiam :)


Czytaj dalej »

czwartek, 21 sierpnia 2014

Sypańce i kuleczki od Kobo

12
Zbierałam się, zbierałam i w końcu się zebrałam. Do napisania dzisiejszego posta. Przedmiotem rozważań będą pudry i kuleczki Kobo wykończające makijaż, czyli transparentny puder sypki Translucent Loose Powder, kulki brązujące Mineral Makeup Pearls 02 Pearl Bronze oraz kulki rozświetlające Mineral Makeup Pearls 01 Bright Pearl.

 

Opakowania tych trzech produktów są bardzo podobne. W plastikowym pojemniczku znajduje się kosmetyk, kulki są zabezpieczone dodatkowo gąbeczką, natomiast puder sitkiem, którego otwory nie są zabezpieczone przed niekontrolowanym wysypem kosmetyku.  Wykonanie jest solidne, wieczko zakręcane, design miły dla oka, nie przekombinowany.


Puder sypki jest bardzo dobrze zmielony, konsystencję ma miękką. Kolor w opakowaniu wydaje się bardzo jasny, jednak jest on transparentny - wtapia się w koloryt cery i nie odznacza się na twarzy. Bardzo dobrze się go aplikuje, nie pyli się zbytnio. Puder dobrze utrwala makijaż. Nie mam jakiegoś większego problemu ze świeceniem, jedynie w okolicy nosa, gdzie podkład bardzo szybko spływa. Ten puder dobrze sobie z tym radzi i przedłuża trwałość całego makijażu, może nie jakoś spektakularnie, ale o tą godzinkę, dwie,.aż tak szybko się "nie świecę". Na inne partie twarzy jest niegroźny, bo ich nie przesusza. Wykończenie całego makijażu jest matowe, ale takie zdrowe, nie płaskie. W opakowaniu jest 8g produktu, natomiast cena regularna to ok 24 zł.



Kulki brązujące bardzo polubiłam i najchętniej po nie sięgam z tej całej trójki. Nie nakładam ich dołączonym puszkiem a pędzelkiem. Merdam nim w opakowaniu, bardzo szybko pyłek z kulek nanosi się na włosie i można rozpocząć zabawę :) Raczej używam go do podkreślenia policzków, nie próbowałam go nakładać na całą twarz. Kulki są wielokolorowe - mamy ciemny i jasny brąz oraz beż. Nie kruszą się pod naciskiem pędzla. Kolor można stopniować - od lekkiego błysku, aż po ciemny brąz. Dobrze się go rozprowadza i nie schodzi w ciągu dnia.


Rozświetlacz nie zbyt często gości u mnie na policzkach, bo jednak takie kosmetyki mi nie służą. Jak już po niego sięgam, to delikatnie nanoszę go na szczyty policzkowe. Ładnie je rozświetla. Tak jak w przypadku jego brązującego brata, kulki nie kruszą się, pyłek dobrze przyczepia się do włosia. Nie schodzi z twarzy, nadaje jej zdrowy wygląd, delikatnie i subtelnie rozświetla muśnięte nim partie twarzy. Raczej nie można z nim przesadzić.



Kulki są bardzo wydajne i starczą na długo. W opakowaniu jest 15g produktu i wątpię, czy uda mi się je wykończyć przed końcem daty ważności. Cena to 24zł. Ale warto rozglądać się za promocjami, które często występują w Drogeriach Natura.


Co sądzicie o tym trio?

Pozdrawiam :)


Czytaj dalej »

wtorek, 19 sierpnia 2014

Wieczorowy makijaż krok po kroku inspirowany Mila Kunis

25
Ostatnio wiele czasu poświęcam na oglądanie zdjęć celebrytek i ich makijaży. Oczywiście, nie wszystkie są zachwycające, jednak zazwyczaj gwiazdy wyglądają fenomenalnie. Niedawno zainteresował mnie makijaż Mili Kunis z 2012. Pani zbytnio nie znam, na chwilę obecną nie jestem w stanie napisać, w jakich filmach grała (o ile grała, bo może jest piosenkarką? ) Tak czy siak, wygląda zjawiskowo, jej oczy są świetnie podkreślone, seksowne, ale też tajemnicze. Musicie pamiętać, że jest to inspiracja, nie kopia, mamy inną budowę oczu, makijaż musi być dopasowany do danej urody. 
Jeżeli jesteście zainteresowane makijażem z czerwonego dywanu, to pędzelki w dłoń i do dzieła :)



Makijaż krok po kroku:

1. Podkreślam brwi. Na całą powiekę nakładam bazę pod cienie. W zewnętrzny kącik dolnej i górnej powieki aplikuję czerń.
2. Brązowy cień nakładam w załamanie i zewnętrzny kącik powieki.
3. Dobrze rozcieram kolory ku górze. W miarę potrzeby dodaję brązowego cienia.
4. Na resztę dolnej i górnej powieki nakładam złoty cień. Rozcieram granice między kolorami.
5. Wzdłuż górnej linii rzęs rysuję czarną kredką kreskę. Rozcieram ją brązowym cieniem. Tą samą kredką przyciemniam wodną linię oka. Natomiast jasnym beżowym kolorem rozświetlam kącik wewnętrzny.
6. Mocno tuszuję rzęsy.



Lista kosmetyków:
  • podkład MAP 2 NB
  • korektory Kryolan Dermacolor Camouflage Rainbow #2
  • puder sypki Glazel Super Finishing Powder
  • bronzer Diorskin Nude Tan Sun Powder #003
  • baza pod cienie Zoeva Eyeshadow Fix Long Wear #Pearl
  • brązowy cień glazel
  • Makeup Revolution Iconic 2 Palette : czarny, złoty, jasno-beżowy
  • cień do brwi Inglot Brow Powder #567
  • Deni Carte czarna kredka
  • MaxFactor 2000 Calorie Mascara
  • pomadka Paese z olejem arganowym #17
 
  •  


Ten makijaż możecie także obejrzeć na portalu http://www.glam-express.com [klik]

Pozdrawiam :)


Czytaj dalej »

niedziela, 17 sierpnia 2014

Różane naklejki wodne

12
Już wielokrotnie podkreślałam, jakim beztalenciem paznokciowym jestem. Jednak od czasu do czasu próbuję przełamać tę złą passę ;)Ostatnio pobawiłam się trochę naklejkami wodnymi, które otrzymałam od BornPrettyStore. Jest to moja pierwsza styczność z nimi. Sięgnęłam po czerwone róże, bo wydawało mi się, że tego zepsuć się nie da. Hmmm i tutaj jest to dyskusyjne, bo ja widzę wiele niedociągnięć, nie wszędzie naklejki udało mi się równo przykleić. I przyozdobienie nie jest też jakoś wymyślne.


Naklejki posiadają oznaczenie BPS010, jest ich 20. Jak możecie zauważyć, kwiatki są różnej wielkości, nie są identyczne. Na kartoniku prezentują się bardzo ładnie, na paznokciach dzięki nim można uzyskać nieco romantyczny wygląd ;) Aplikacja ich jest mało problematyczna, choć należy to robić uważnie. Na opakowaniu jest instrukcja obsługi i nią się kierowałam. Po namoczeniu naklejka łatwo schodzi z papierka, należy precyzyjnie nakleić ją na płytkę paznokcia, ponieważ nie ma już możliwości jej odklejenia. 


Jako bazę użyłam lakieru Colour Alike 'Daleko od Sopotu' - jest to świetny błękitny kolor, coś w stylu lazuru. W połączeniu z różyczkami myślę, że dobrze się prezentuje. Całość zabezpieczyłam topem, aby mimo wszystko w czasie noszenia nic się nie pogubiło.



Naklejki możecie zakupić tutaj. W sumie nie wiem czy prawie trzy dolary to odpowiednia cena, ale w sklepie często są promocje na naklejki i można je dostać za np niecałego dolara. Poza tym, wszystkie produkty na stronie Born Pretty Store możecie także zakupić z  10% rabatem. Wystarczy, że wpiszecie kod rabatowy  BAIQ10. Przesyłka do Polski jest darmowa.
   


Co myślicie o takim mani? Lubicie naklejki wodne?

Pozdrawiam :)


Czytaj dalej »

piątek, 15 sierpnia 2014

Poczwórna paleta cieni Super Stagefit BornPrettyStore - recenzja i makijaż

14
Tym razem różowo nie będzie. Wybrałam ten produkt, bo zachwyciły mnie kolory na zdjęciach. Na żywo też się świetnie prezentuje, jednak po pierwszym użyciu już wiedziałam, że miłości nie będzie. Niestety poczwórna paleta cieni Super Stagefit od BornPrettyStore nie zachwyca. Wybrałam tą oznaczoną numerem 06, gdzie są kolory pasujące zielonookim. Na prezentowanym makijażu wyglądają ciekawie, jednak musiałam chwilę powalczyć o ten efekt. Ale może zacznę od początku.


Opakowanie paletki jest solidne. Prezentuje się ona ładnie, cienie  mogą zauroczyć. Są one dużych rozmiarów, na długo starczą. Na odwrocie opisy są zapisane za pomocą krzaczków. Jest także grafika z propozycją nakładania cieni. Nie róbcie tego bez nadzoru! Taka perłowa biel pod łukiem brwiowym jest kiczowata.


Wykończenie cieni jest perłowe, jednak to nie jest taka perła sleekowa, raczej mocniejsza, bardziej błyszcząca. Najpierw sięgnęłam po nie nie używając bazy, bo wtedy widać jakość cieni. I bardzo się rozczarowałam. Widać było tylko błysk. Kolory zlewały się w jedno, nie odróżniało się szarość od bieli ani zieleń od niebieskości, bledły bardzo szybko. Po kilku godzinach zbierały się w załamaniach, kolory schodziły i zostawała tylko jakby tłustawa błyszcząca warstwa, charakterystyczna dla niskiej jakości cieni. Pyliły się, brokat się sypał w czasie aplikacji, w czasie noszenia. Makijaż nie wyglądał zachęcająco. Pigmentacja może jest widoczna na 'słoczach' (nakładane palcami) jednak pod pędzlem ona ginie. 


Bardzo rozczarowana, ponieważ kolory wydawały mi się świetne, sięgnęłam po bazę pod cienie. I tutaj cienie rozkwitły. Widoczne jest to na zdjęciach makijażu. Użyłam tutaj fenomenalnego mojego odkrycia - bazy Zoeva. Ze wszystkiego wyciągnie to, co najlepsze. I tak też jest w tym przypadku. Cienie przyklejają się do skóry i do demakijażu wyglądają ładnie, nie bledną.


Ja wiem, że większość cieni używam razem z bazą i nie są one u mnie dyskwalifikowane. Tak jest z cieniami np Glazel, które lubię mimo, że bez bazy mogą wiele osób zniechęcić. Jednak bez bazy cienie powinny jako tako się prezentować.W przypadku tej paletki ta sprawa jest mocno dyskusyjna. Bez bazy nie polecam po nie sięgać, natomiast na dobrej bazie naprawdę będą wyglądać świetnie.

Cienie można zakupić na stronie Born Pretty Store i kosztują 10 dolarów (w promocji 8). Jednak za taką cenę można mieć już paletkę Sleek bądź Makeup Revolution, które bez bazy są znośne.

Wszystkie produkty na stronie Born Pretty Store możecie także zakupić z  10% rabatem. Wystarczy, że wpiszecie kod rabatowy  BAIQ10. Przesyłka do Polski jest darmowa.
   

Pozdrawiam :)



 
Czytaj dalej »

środa, 13 sierpnia 2014

Pięlęgnacja z Etre Belle - moje wrażenia

12
Przez ostatnie tygodnie  głośno jest w mediach o Ilonie Felicjańskiej. Podpisała ona kontrakt z firmą Etre Belle i jest twarzą ich kilku produktów. Padają pytania, czy to dobrze dla firmy, czy nie. Jednak myślę, że te pytania są nieodpowiednie. Firma podjęła taką decyzję, zatem dobrze to przemyślała, modelka się zgodziła. Musi z tego się zrodzić coś ciekawego. 



Wiem też, że wiele osób "nie znosi" Ilony. Dlaczego? Ja jej nie znam, o jej przeszłości wiem tylko tyle, co wyczytałam z plotkarskich gazet. Nie wiem jaką jest osobą, jaki ma charakter, temperament. Nie rozmawiałam z nią. Więc nie mam podstaw, aby darzyć ją negatywnymi emocjami. Wiem jedynie tyle, że jest piękną, dojrzałą kobietą. I myślę, że dzięki temu jest nam bliższa, przynajmniej mi. Ostatnio stuknęło mi 30 wiosen i chciałabym wyglądać tak pięknie jak ona. A różnica między nami to ponad 10 lat. Może pomogą mi w tym kosmetyki, które promuje? O tym właśnie będzie dzisiejsza notka, o działaniu kosmetyków do pielęgnacji twarzy Etre Belle.



Kilka miesięcy temu obrażona na wszystkie drogeryjne specyfiki, sięgnęłam po naturalną pielęgnację. OCM, kręcenie samorobionych kremów, naturalne peelingi, glinki, algi itp. I to pomagało, moja cera się wyciszyła, raczej już walczyłam z przebarwieniami potrądzikowymi, niż ropnymi wypryskami. Jednak nadal miałam problem z porami i podskórnymi małymi grudkami, którym oleje nie dawały rady. Zdecydowałam się podjąć wyzwanie od Etre Belle i sprawdzić, czy po 14 dniach, tak jak producent obiecuje, skóra będzie w lepszym stanie. Produkty stosowałam ponad 3 tygodnie, jednak większość opisywanych niżej rzeczy, zaobserwowałam już wcześniej.

Otrzymane produkty wplotłam w swoją pielęgnację, a są to: zestaw do oczyszczania twarzy Cleaning Set, w którego skład wchodzi pianka do mycia, tonik oraz elektryczna szczotka;  krem na dzień i na noc Golden Skin z kawiorem i złotem. Wstępną prezentację kosmetyków mogłyście zobaczyć w tej notce. Dzisiaj będę chciała opisać całościowe działanie produktów, przy stosowaniu ich kilku jednocześnie trudno stwierdzić, co i jak działało oraz który produkt bardziej pomógł, a który mniej.  Ale zanim to zrobię, opiszę najpierw jak każdy z kosmetyków stosowałam. 

Rano przemywałam twarz rękoma pianką  Hyaluronic Cleansing Mousse, a następnie przemywałam twarz wodą i tonizowałam skórę za pomocą Hyaluronic Tonic Mousse, który nakładałam na płatek kosmetyczny. Po tym oczyszczaniu sięgałam po krem Caviar Day Cream Golden Skin. W ten sposób cera była przygotowana na makijaż. Wieczorem rozpoczynałam demakijaż od zastosowania własnej mieszanki olejów. Następnie na lekko zwilżoną skórę nanosiłam piankę hialuronową i sięgałam po elektryczną szczotkę. Masowałam nią twarz około minuty pilnując, aby robić to dokładnie. Po takim dogłębnym oczyszczeniu nanosiłam tonik hialuronowy i wklepywałam krem na noc Caviar Night Cream Golden Skin. Natomiast w czasie tygodniowego wypadu nad morze nie stosowałam szczoteczki oraz olejów i moje wieczorne oczyszczanie wyglądało jak te rano, czyli demakijaż wykonywałam tylko kosmetykami Etre Belle.




Teraz mogę stwierdzić, że nie wyobrażam sobie już pielęgnacji bez szczotki elektrycznej. Dzięki dość szybkim ruchom, świetnie radzi sobie z każdym brudem w porach zgromadzonych przez cały dzień. Bardzo szybko zauważyłam  coraz mniej "kropek", nie miałam żadnych problemów z suchymi skórkami, nie musiałam sięgać po dodatkowe peelingi, ponieważ szczotka świetnie się z nimi rozprawiała. Co więcej, po tygodniu zauważyłam mniej podskórnych grudek na policzkach. Po prostu znikały. W tygodniu, gdy nie stosowałam szczoteczki czułam, że mi jej brakuje, choć stosowanie jej codziennie na podrażnioną skórę słońcem mogło skończyć się niezbyt ciekawie.



Szczotka ma dwa tryby prędkości, ja włączam tryb high, szybciej się porusza. Włosie szczotki nie jest twarde, nie zniekształciło się, oczywiście po pierwszym zastosowaniu czułam lekkie podrażnienie, ponieważ moja cera nie była przyzwyczajona do takiego oczyszczania. Szczoteczka jest gratisem do zestawu pianka i tonik, dołączone są baterie, dzięki którym jest ona gotowa do użycia zaraz po zakupie. Nasadka z włosiem jest wymienialna, po każdym zużyciu płuczę ją pod bieżącą wodą. Nie wiem tylko gdzie można ewentualnie zakupić do niej wkłady. I jednak brakuje mi czegoś - opakowania na szczotkę lub jakiegoś stojaka, aby w higieniczny sposób móc przechowywać i transportować produkt. 



Płyny do mycia twarzy w formie pianki bardzo lubię. Na rynku jest mało dostępnych takich form, zazwyczaj są to żele. Pianka hialuronowa długo utrzymuje swoją konsystencję, wystarcza jedna pompka na umycie twarzy, dzięki temu kosmetyk jest bardzo wydajny. Dobrze ją się nanosi, pieni się dodatkowo przy zastosowaniu szczotki. Zapach, tak jak i tonik, ma bardzo delikatny, świeży, przyjemny dla nosa. Pianka nawet bez zastosowania szczotki dobrze radzi sobie z demakijażem i oczyszczaniem twarzy. Skóra jest odświeżona, miła w dotyku.





Tonik hialuronowy też jest w formie pianki, co było dla mnie zaskoczeniem. Nanoszę go najpierw na płatek kosmetyczny, a następnie przemywam nim twarz. Myślę, że można by było bezpośrednio nałożyć go na twarz i wmasować w skórę. Pianka po kontakcie z ciepłem skóry zmienia swą konsystencję na bardziej płynną. Na zdjęciu poniżej widać to bardzo dobrze. Tak jak w przypadku pianki myjącej, wystarcza jedna pompka, więc ponownie jest to kosmetyk wydajny. To co w tonikach jest ważne, zastosowane jest w tym kosmetyku. Czuć odświeżenie cery, nie ściąga skóra, nie pozostawia jej kleistej, nie wyczuwalny jest żaden tłusty film. 



Myślę, że zestaw Cleansing Set wart jest zainteresowania. Kosztuje on 279 zł. Niby drogo, ale tak patrząc się na to, że dostaje się dwa wydajne kosmetyki oraz szczotkę elektryczną, to aż tak źle nie jest. 



W kremach Golden Skin się zakochałam. Najpierw zauroczyłam się w opakowaniach. Jest ono utrzymane w złotej tonacji, pokaźnych rozmiarów, w końcu jest tam aż 100ml kremu, a wieczko przyozdobione dziesiątkami cyrkonii. Ekskluzywny wygląd. 



Zauroczenie przeistoczyło się w miłość po zastosowaniu kremów. Konsystencje obu kremów są dość lekkie, choć ten noc jest bardziej gęsty. Mimo tego nakładają się bezproblemowo. Na pewno ułatwia to w tym szpatułka dołączona do każdego opakowania.



Kremy są koloru białego, jednak widoczne są żółte grudki - to płatki złota. W kontakcie z cerą się roztapiają, nie czuć ich pod palcami. Zapach obu kremów jest identyczny - delikatny, świeży.  Kremy szybko się wchłaniają i nie pozostawiają tłustego filmu. 




Po dobrym oczyszczeniu wszystkie aktywne składniki mogą zacząć działać. Przez ostatnie tygodnie nie miałam problemu z suchością skóry, czułam, że jest dobrze nawilżona, gładka. Wydaje mi się, że nawet mogę powiedzieć, że była promienna. Krem na dzień można stosować pod makijaż, wystarczy chwilkę poczekać na wchłonięcie. Wydajność też jest niezła. Po dwóch tygodniach praktycznie nie widać w pojemniczkach zużycia. Wystarcza niewielka ilość, aby rozsmarować krem po całej twarzy, szyi i dekolcie. 

Skład kremu na dzień Golden Skin:


Skład kremu na noc Golden Skin:


Jeden krem kosztuje 199 zł za 100ml. Cena jest w granicach rozsądku, bo za 50ml, czyli standardową pojemność kremów, płaci się 100 zł. A opakowanie jest bezcenne :)

Wszystkie kosmetyki można zakupić na oficjalnej stronie Etre Belle [klik]



Nie mam zamiaru rezygnować z kosmetyków Etre Belle. Nadal po nie sięgam, moja cera jest zadowolona. Podskórne grudki znikają, czuję oczyszczenie, nawilżenie, widzę ładniejszy wygląd skóry. Oczywiście naturalnych kosmetyków nie odstawiam. Myślę, że dobrze skomponowana pielęgnacja może tylko polepszyć stan mojej cery.


Jestem ciekawa Waszej opinii na temat tych kosmetyków. Zauroczyły Was?


Pozdrawiam :)


Czytaj dalej »

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia